Wiele osób patrzy na osoby odbywające karę pozbawienia wolności i zwalniane z zakładów karnych tylko przez pryzmat czynów popełnianych przez nich w dorosłym życiu.

Jeśli ktoś jest w dodatku recydywistą, wówczas często w opinii społecznej skazany jest na niechęć, a nawet wykluczenie. Rzadko jednak zastanawiamy się nad tym, co prowadzi do popełniania przestępstw.

Nie chodzi tutaj o tłumaczenie ani o zdejmowanie odpowiedzialności z kogokolwiek za popełnione zło czy za popełnione czyny przestępcze, ale bardziej o zrozumienie, dlaczego niektórzy nie potrafią przestrzegać norm społecznych, dlaczego uzależniają się bądź żyją bardziej na marginesie społeczeństwa.

Większość osób, które trafia do Centrum Integracji Pro Domo, a zatem osób, które opuszczają mury więzienia ma za sobą bardzo trudną historię.

Jej początek  wiąże się zazwyczaj z domem rodzinnym,  często z rodzicami uzależnionymi od alkoholu, zaniedbującymi dzieci,  a nierzadko także stosującymi wobec nich przemoc.  Chciałam przedstawić jedną z takich osób.

Nie po to, aby usprawiedliwiać. Po to, aby zrozumieć.

Każda historia ma swój początek

Urodziłem się we wrześniu 1978 roku. Odkąd pamiętam, w domu obecny był alkohol i odkąd pamiętam w naszym domu były ciągłe awantury i libacje alkoholowe.

Moja rodzinna miejscowość to bardzo małe miasto, tak naprawdę wszyscy wszystkich znają, a przynajmniej tak było, jak byłem młodszy, powiedzmy mały, to tak to wyglądało.

Mój ojciec ukończył prawo administracyjne na Uniwersytecie Jagiellońskim, mama historię sztuki. Od dziecka pamiętam, że rodzice zawsze zajmowali się jakąś działalnością gospodarczą – prowadzili lokal gastronomiczny, Ośrodek Szkolenia Zawodowego, dwie szkoły, takie policealne studia zawodowe.

Wspominam o tym, ponieważ sytuacja u nas w domu była bardzo złożona i ciężka.

W domu było bardzo dużo alkoholu i ojciec był bardzo agresywny. Ojciec jednocześnie miał duże poważanie na mieście i bardzo dużo znajomości.

Znęcał się nad moją mamą i nade mną, był bardzo agresywny.

Wielokrotnie moją mamę maltretował na moich oczach i maltretował mnie.

Przepracowywałem to wszystko z pomocą psychoterapeutów na terapiach odwykowych. Pamiętam, że od dziecka sprawiłem problemy wychowawcze, nie chodziłem do szkoły, miałem zaległości, często wagarowałem, kradłem pieniądze rodzicom i uciekałem z domu.

Efektem tych działań było to, że ojciec egzekwował ode mnie poprawne zachowanie przemocą.

Na przykład kiedyś przywiązał mnie do kaloryfera i bił mnie 45 minut kablem od gry wideo, na końcu którego był zasilacz, po czym poszedł wypalić papierosa, wypić kawę i bił mnie następne pół godziny czy godzinę.

Pamiętam, że po jednym z takich zdarzeń byłem po prostu granatowo siwy, a byłem wtedy w czwartej klasie szkoły podstawowej.

Tak, byłem winny i miał podstawy do tego, żeby mnie karać, ale to chyba było trochę za dużo. Pamiętam, że wtedy nawet nie puścił mnie do szkoły przez dwa, czy trzy tygodnie, bo byłem po prostu tak pobity, że chyba bał się konsekwencji albo tego, co inni ludzie powiedzą na ten temat.

To wszystko działo się w ukryciu u nas w domu. Kiedy wspominałem o tym, że ojciec mnie bije albo bije mamę, to każdy mówił: co ty gadasz dziecko, uspokój się, co ty mówisz o tacie.

Takie były czasy, zresztą ludzie się go bali zawsze, bo był umocowany w naszym mieście dość wysoko. Zawsze sprawował jakąś funkcję radnego i tak dalej i tym podobne.

Maltretował też bardzo mocno moją mamę, kiedyś rzucił do niej garnkiem z wrzącym mlekiem, po czym ma bliznę do dzisiaj. Albo uderzył ją czymś drewnianym w głowę i wylądowała na pogotowiu.

Wtedy próbowała grozić ojcu, że odejdzie, że się rozwiedzie, ale on miał wtedy bardzo duże znajomości i zagroził, że jeżeli tylko spróbuje, to zabierze dzieci. Była tym przerażona, moi dziadkowie również, ale wszyscy nabierali wody w usta, nie wiedzieli, co zrobić.

Pamiętam, że uciekałem z domu już w podstawówce i to nie w późniejszych latach, tylko chyba już w trzeciej, czwartej klasie szkoły podstawowej. Uciekałem z domu bardzo regularnie, po kilka dni mnie nie było, dopóki mnie gdzieś nie złapał albo nie złapała policja i nie przyprowadziła.

Policjanci to byli ojca znajomi.

Dużo było czynników, które wpływały na to, że nie chodziłem do szkoły. Po prostu nie byłem w stanie się uczyć. Efektem tego wszystkiego było to, że zacząłem bardzo ostro ćpać narkotyki i pić alkohol. Zacząłem kraść, wylądowałem na policyjnej izbie dziecka.

Ja wtedy nie rozumiałem tego wszystkiego, po prostu myślałem, że jestem zły, że jestem zepsuty. Prawda jest taka, że żyłem w ciągłym lęku i napięciu i to one kierowały moim życiem.

Moje uzależnienia rozwijały się przez wiele lat. Kilkakrotnie, po terapiach w Monarze starałem się żyć na trzeźwo. Udało mi się nawet zdać maturę, ożenić się. Mam też syna, który teraz ma 23 lata.

Niestety wracałem do nałogu i nie potrafiłem sobie radzić, chociaż bardzo się starałem. Do tego uzależniłem się od cracku i hazardu niemalże jednocześnie, o ile pamiętam ok. 2005 roku.

Stopniowo utraciłem kontrolę nad wszystkim. Po śmierci ojca, który się powiesił na klamce od drzwi, wszystko się jeszcze pogłębiło i taki stan rzeczy trwał o mojego aresztowania w 2014 r.

Mogę powiedzieć, że na szczęście, bo przez 6,5 roku mojej odsiadki udało mi się wytrzeźwieć, zdystansować od tego wszystkiego. Niestety narobiłem sobie wiele długów i wielu wrogów.

Podczas mojego pobytu w więzieniu, moja żona złożyła pozew o rozwód, a syn oddalił się ode mnie. Ja zmieniłem nazwisko i nie wróciłem już do swojej rodzinnej miejscowości.

Po wyjściu na wolność skorzystałem z pomocy Małopolskiego Stowarzyszenia Probacja i zamieszkałem w domu pomocy postpenitencjarnej.

Z czasem usamodzielniłem się i znowu stałem się członkiem społeczeństwa.

Chcąc nauczyć się patrzeć na drugiego człowieka bez uprzedzeń i – często niesprawiedliwie wyciąganych –  pochopnych wniosków i ocen, warto zrobić swoisty trening mentalny.

Zadanie w dwóch krokach:

1. Wyobraź sobie, że wkładasz Jego buty i że ta historia opisana powyżej to Twoje życie.

2. Pomyśl z wdzięcznością o tym, jak wygląda twoja własna historia, jeśli Twoje życiowe doświadczenia są odmienne.

Nie wybieramy sobie rodziny i nie przyczyniamy się w żaden sposób do tego, w jakim miejscu i jakim środowisku przyszło nam zbierac pierwsze doświadczenia życiowe.

Faktem jest natomiast, że nie wszyscy mamy równy start.

Tekst: Agnieszka Szeliga-Żywioł